łyżka dziegciu w beczce miodu

Maspex wykupi Żubrówkę od Rosjan. Produkcja Żubrówki (Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl) Grupa Maspex stanie się liderem na rynku wódki nad Wisłą, przejmując marki - Żubrówka, Soplica, Absolwent oraz Bols. To już 20. transakcja firmy nazywanej czasem "polskim Nestle". W skali polskiego rynku to gigantyczna transakcja. a fly in the ointment [idiom] more_vert. jedna drobnostka psująca przyjemność. expand_more there’s one fly in the ointment. drobnostka psująca przyjemność (also: wada, niedogodność, łyżka dziegciu w beczce miodu, drzazga w oku) volume_up. fly in the ointment [idiom] more_vert. jedna drobnostka psująca przyjemność. W odniesieniu do nich podwyższono limity istotności, tj. progi dokumentacyjne - z dotychczasowych 100 tys. zł do 2,5 mln zł dla transakcji finansowych oraz ze 100 tys. zł do 500 tys. zł dla transakcji innych niż finansowe. Jednak w tej, wydawać by się mogło, rajskiej beczce miodu, MF zostawiło łyżkę dziegciu. "Łyżka dziegciu w beczce miodu" Gabriela Jaskuła, Piotr Bublewicz /PRZEŁOŻONY Z 12.02 NA 25.03/ happening at Teatr Stary w Lublinie Profil Oficjalny, ul. Jezuicka 18, Lublin, Poland on Fri Mar 25 2022 at 07:00 pm 🟡⚪🔵 Kibice z Lublina będą mieli trochę więcej radości! Motor rozprawi się ze Stalą, a później pokona i wilki, i lwy! W beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu – porażka we Wrocławiu, kwestionująca szanse na złoto 😬 🟢 #LUBGOR 🟢 #KROLUB 🟢 #LUBCZE 🔴 #WROLUB Typ: 2️⃣ (25) nomor kursi pesawat dekat sayap lion air. Dodano: 2022-04-04 Ostatnie zmiany w zasadach refundacji środków chłonnych ucieszyły pacjentów. Nie podoba im się jednak system rozliczania i rosnące koszty produkcji, które wpływają na wzrost ceny wyrobów medycznych. Jak podkreślają eksperci, pacjenci czekali na zmiany w limitach finansowych w refundacji środków chłonnych ponad dwie dekady. Jak się jednak okazuje, nie rozwiązały one wszystkich problemów. Od 1 grudnia 2021 r. wzrosły limity cenowe dla pieluchomajtek, majtek chłonnych i pieluch anatomicznych – do 1,70 zł za sztukę przy limicie ilościowym do 90 sztuk miesięcznie. – To znaczący wzrost refundacji w stosunku do poprzednich zasad – ocenia Marta Masłowska-Sobczak z firmy Paul Hartmann. – Limit kwotowy dla pozostałych refundowanych produktów chłonnych, tj. wkładów anatomicznych i podkładów, wzrósł z kolei z zaproponowanych pierwotnie w projekcie nowelizacji 0,85 zł do 1 zł za sztukę, co oznacza utrzymanie ich na dotychczasowym poziomie – dodaje. Jednocześnie przypomina, że w rozporządzeniu wprowadzono także 30-procentową odpłatność dla pacjentów onkologicznych. – Dzięki temu współpłacenie dla wszystkich pacjentów korzystających z refundowanych środków chłonnych będzie jednakowe, a przez to również prostsze do rozliczenia – ocenia Marta Masłowska-Sobczak. Z kolei Karolina Staniszewska, koordynator ds. refundacji w firmie TZMO, wylicza, że dzięki nowym limitom finansowania produktów chłonnych, pacjenci mogą korzystać z refundacji wyższej niż kwota 63 zł, która do tej pory była najczęściej wykorzystywanym poziomem dofinansowania przez NFZ przy zakupie refundowanych środków pomocniczych. – Wyczekiwana latami zmiana limitu finansowania wpływa bezpośrednio na miesięczne koszty ponoszone przez pacjenta z racji zaopatrzenia w wyroby medyczne. Część pacjentów decyduje się na oszczędność – do tej pory NFZ refundował kwotę 63 zł, od grudnia 2021 r. może to być nawet 107 zł. Jednak ci, dla których problem nie stanowi ten sam poziom dopłaty do produktów, wybierają wyższe poziomy chłonności, dzięki czemu produkt jest dla nich i ich opiekunów bardziej komfortowy. Nie trzeba go tak często wymieniać – wskazuje przedstawicielka TZMO. Nowe limity nie tylko cenowe Na kwestię chłonności produktów zwraca również uwagę Marta Masłowska-Sobczak. Jej zdaniem ważnym krokiem ze strony resortu zdrowia było ustalenie w rozporządzeniu obowiązującym od 1 grudnia zeszłego roku minimalnego poziomu chłonności. – To wyeliminuje nadużycia, takie jak np. zgłaszanie do refundacji zwykłych wkładek. Za sprawą nowelizacji pacjenci zyskają więc nie tylko więcej produktów, ale też środki zdecydowanie lepszej jakości – ocenia. Z tego punktu widzenia ważnym wydaje się również właściwy dobór środków chłonnych do potrzeb pacjenta. Dlatego też producenci podkreślają znaczenie właściwej edukacji nie tylko wśród pacjentów, ale również opiekunów, farmaceutów i pracowników sklepów medycznych, którzy pomagają chorym w realizacji zleceń. – Zwracamy uwagę również na kwestię komfortu, oprócz pieluchomajtek dla pacjentów niemobilnych proponujemy zaopatrzenie się w podkłady higieniczne, które również podlegają refundacji, lub przeznaczenie zaoszczędzonej kwoty wynikającej ze zmiany limitu refundacyjnego na produkty przeznaczone do oczyszczenia i ochrony skóry okolic intymnych dla osób z nietrzymaniem moczu. Ważna jest również ilość produktów, w które się zaopatrujemy – zgodnie z potrzebą pacjenta, jeśli wybieramy produkt o wyższej chłonności, zużyjemy go mniejszą ilość, ponieważ nie będzie wymagana tak częsta wymiana – przekonuje Karolina Staniszewska. Nie wszystko złoto… Pacjenci, którzy od dwóch dekad czekali na zmiany w refundacji środków chłonnych, przyznają jednak, że zmiany w sposobie finansowania wyrobów chłonnych pociągnęły za sobą również pewne mankamenty. – Swoje niezadowolenie wyrażają szczególnie ci pacjenci onkologiczni, którzy zaopatrują się w stosunkowo niewielkie ilości takich produktów miesięcznie (do 60 sztuk miesięcznie), bo akurat dla nich zmiany przyniosły negatywny skutek – ocenia Anna Sarbak, prezes Stowarzyszenia Osób z NTM „UroConti”. Wtóruje jej Elżbieta Żukowska, sekretarz stowarzyszenia, która wskazuje, że po entuzjastycznym przyjęciu zmian już pierwsza realizacja zleceń na środki chłonne pokazała, iż w wielu przypadkach trzeba było zapłacić więcej. Dlaczego? – Przede wszystkim powodem tej sytuacji były rosnące od ubiegłego roku ceny środków chłonnych. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że podwyżki wyrobów były tak dotkliwe, że de facto wzrost limitów cenowych jedynie te wzrosty złagodził. Z moich obserwacji i analiz wynika, że najbardziej zdrożały wciągane majtki chłonne o wysokiej chłonności. Najmocniej, w negatywnym sensie, zmiany w refundacjiodczuli pacjenci onkologiczni. Zostali oni zrównani z pozostałymi pacjentami, którym przysługują refundowane środki chłonne, a jednocześnie, kupując mniejsze opakowania, dopłacają do wyrobów chłonnych więcej – wylicza Elżbieta Żukowska. Ceny rosną nie bez powodu? Jak z podwyżek tłumaczą się producenci? Przede wszystkim wskazują rosnące koszty surowców i logistyki. Wkrótce sytuacja może ulec dalszemu pogorszeniu przez Polski Ład oraz rosnącą inflację, która nawet może przyspieszyć z powodu wojny w Ukrainie. – Tak jak większość wyrobów medycznych, także produkcja środków chłonnych jest w dużej mierze uzależniona od kosztów energii elektrycznej i cen surowców. A te w ostatnim roku rekordowo podrożały. Celuloza, czyli podstawowy składnik środków chłonnych, zdrożała o około 50 proc.! Podobnie ceny energii elektrycznej, które nadal rosną – tłumaczy Patryk Sucharda, Public Regulatory Affairs Manager w Essity. – Niebagatelny wpływ ma także inflacja na poziomie niemal 9 proc. Wymienione przeze mnie czynniki mogą mieć wpływ na wysokość cen środków chłonnych nie tylko w Polsce, ale także w całej Europie – dodaje. Podobnie podwyżki cen tłumaczy przedstawicielka TZMO. – Niestety, wszystko drożeje: surowce, koszty produkcji. To przekłada się na podwyżki cen. Aktualny cennik refundacyjny produktów Seni udostępniamy pacjentom na naszej stronie internetowej. Należy jednak pamiętać, że są to ceny sugerowane przez TZMO i w aptece czy sklepie medycznym mogą się różnić od siebie – zastrzega Staniszewska. Czy będą kolejne zmiany w sposobie refundacji? Pacjenci nie zamierzają jednak czekać z założonymi rękoma i aktywnie przystąpili do działań na rzecz kolejnych zmian w refundacji środków chłonnych. Jak wskazuje Elżbieta Żukowska, jednym z postulatów jest zwiększenie limitu ilościowego dla pieluchomajtek do 120 sztuk miesięcznie. Jej zdaniem powinno to przełożyć się na większe wsparcie dla osób o najwyższym stopniu niesamodzielności i najniższej mobilności. Jak wskazała Anna Sarbak w piśmie skierowanym do resortu zdrowia, ta grupa pacjentów z nietrzymaniem moczu jest szczególnie wrażliwa. „W świetle szybko rosnących kosztów codziennego życia, osoby opiekujące się nimi w domach będą środki finansowe otrzymywane z ich rent, emerytur i zasiłków coraz częściej przeznaczać na inne potrzeby kosztem codziennej higieny, czyli zakupu środków absorpcyjnych, w tym w szczególności pieluchomajtek, które są produktem pierwszego wyboru w przypadku osób leżących. W efekcie może wzrosnąć liczba powikłań skórnych (zakażenia, odparzenia, odleżyny), co będzie skutkować wzrostem liczby hospitalizacji, których powinniśmy starać się unikać” – napisała Anna Sarbak. Zdaniem pacjentów konieczne jest również zwiększenie limitu finansowego dla majtek chłonnych z 1,70 zł do przynajmniej 2 zł. Takie rozwiązanie powinno przyczynić się do poprawy mobilności części osób samodzielnych z inkontynencją. – Ten rodzaj produktu, tj. majtki chłonne, daje poczucie wyższego komfortu i bezpieczeństwa, umożliwiając wyjście z domu. Przekłada się to pozytywnie na obniżenie ryzyka wystąpienia innych chorób, samoizolacji, a w rezultacie na zwiększenie aktywności, zarówno społecznej, jak i zawodowej – ocenia Anna Sarbak. Źródło: Kwartalnik NTM nr 1/2022 Prawdopodobnie wiele osób słyszało powiedzenie o łyżce dziegciu w beczce miodu. Czym jednak jest dziegieć? Jaki ma związek z produktami do pielęgnacji? Czy obecnie można go spotkać w składzie kosmetyków, których używasz na co dzień? Po lekturze naszego artykułu na pewno będziesz wiedzieć więcej!Dziegieć – co to?Dziegieć powstaje w wyniku podgrzania materiału organicznego (drewna, węgla, kory lub torfu) do wysokich temperatur. Proces ten nazywany jest suchą destylacją. Na czym on polega? Ulatniające gazy skraplają się, w wyniku czego powstaje między innymi lepka maź zwana dziegciuWłaściwości dziegciu są bardzo szerokie. Działa on przeciwzapalnie, antyseptycznie, przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo. W związku z tym, że powstaje z wielu różnych materiałów, jego działanie może być nieco – rodzajeAby poprawnie określić właściwości dziegciu, należy zwrócić uwagę na tworzywo organiczne, z którego powstaje. Oto typy, które możemy wyróżnić i działanie poszczególnych rodzajów:dziegieć brzozowy – działanie regenerujące, przeciwzapalne, antybakteryjne i przeciwgrzybicze;dziegieć sosnowy – działanie przeciwzapalne, przeciwgrzybicze i przeciwpasożytnicze. Łagodzi świąd i ból;dziegieć jałowcowy – działanie przeciwzapalne i odkażające;dziegieć bukowy – działanie odkażające i przeciwzapalne. Osusza ranę i chroni ją przed drobnoustrojami;dziegieć węglowy – działanie przeciwświądowe, przeciwgrzybicze i i jego zastosowanieSzerokie działanie dziegciu sprawia, że odgrywa ważną rolę podczas sporządzania specyfików farmaceutycznych i dziegciowe – właściwościMydło dziegciowe wykazuje działanie przeciwzapalne, antybakteryjne, przeciwgrzybicze i przeciwświądowe. Dzięki temu może być stosowane przez osoby z problemami skórnymi (to np. trądzik, grzybica, podrażnienia). Można je również aplikować na włosy, gdyż jest pomocne w walce z łupieżem. Takie mydła dostępne są zarówno w płynie, jak i w dziegciowyOlejek z dziegciem stosowany na skórę wykazuje podobne działanie, jak mydło z dodatkiem dziegciu. Tym, co odróżnia produkty, jest sposób aplikacji. Aby stosowanie olejku było łatwiejsze, a jego działanie – bardziej intensywne, producenci łączą dziegcie z innymi substancjami. Są nimi chociażby olejek migdałowy czy rycynowy. Działanie przeciwłupieżowe dziegciu sprawia, że olejek można również dodawać do szamponu do z dziegciemDziegieć stanowi również dodatek do takich specyfików, jak maści i kremy dla osób z zaburzonym procesem rogowacenia naskórka. Maść dziegciowa łagodzi stany zapalne i świąd skóry. Działa na nią brzozowy na łuszczycęWłaściwości dziegciu okazują się bardzo cenne w leczeniu łuszczycy. Wówczas najczęściej wykorzystuje się dziegieć brzozowy. Z pomocą przychodzą mydła dziegciowe, kremy, maści, a także szampony. Niektóre z tych produktów łączą działanie dziegciu z innymi substancjami, na przykład o właściwościach nawilżających, co w przypadku łuszczycy jest bardzo ważne i przynosi ukojenie. Wybór odpowiedniego preparatu najlepiej omówić z lekarzem prowadzącym leczenie i odżywka z dziegciemWłaściwości dziegciu pomocne są również w leczeniu chorób skóry głowy – między innymi w zwalczaniu łupieżu. Nie może więc dziwić, że dziegieć stanowi dodatek wielu szamponów i odżywek do dziegciu w beczce miodu, czyli słówko o tym powiedzeniuDziegieć to ciemna, smolista substancja o intensywnym zapachu, który nie zachęca do spożycia. Porzekadło sugeruje, że już jedna łyżka dziegciu może zepsuć smak całej beczki miodu. Jak rozumieć to w metaforyczny sposób? Wystarczy odrobina czegoś złego, by zniszczyć wiele dobra. Według niektórych podań dziegieć dodawano do miodu, aby uniknąć wypicia słodkiego specyfiku w czasie transportu. Inne historie mówią, że niegdyś, chcąc wyleczyć kogoś chorego, mieszano dziegieć (czyli główne lekarstwo) z miodem, aby ułatwić jego spożycie. Dziegieć – przeciwwskazaniaJak przy większości specyfików leczniczych, tak również w przypadku dziegciu istnieją pewne przeciwwskazania. Nie powinny go używać kobiety w ciąży i karmiące. Nie należy również stosować dziegciu na otwarte rany. W razie wystąpienia podrażnień po kontakcie ze specyfikiem należy zaprzestać jego używania. Przeciwwskazaniem są również mocno zaognione stany zapalne. Wszelkie wątpliwości najlepiej skonsultować z medykiem prowadzącym leczenie lub lekarzem pierwszego stosować dziegieć?Gdy zdecydujesz się na konkretny specyfik z dziegciem, musisz przestrzegać zaleceń producenta. Nie powinno się stosować dziegciu dłużej niż przez kilka tygodni. Używając produktów powstałych w stu procentach z dziegciu, najlepiej nakładać substancje punktowo, w zależności od problemu zdrowotnego, na jaki ma lat temu zastosowanie dziegciu było bardzo szerokie. Obecnie jego pozytywne właściwości wykorzystuje się w kosmetykach i leczeniu schorzeń skóry. Czy dziegieć ma same pozytywne skutki? Efekty mogą być bardzo imponujące, jednak należy pamiętać o przerwie w czasie jego stosowania. Należy również zwrócić uwagę na ewentualne przeciwwskazania. Powiązane artykuły: Stare, ale jeszcze dzisiaj często i chętnie przywoływane powiedzenie łyżka (albo kropla) w beczce miodu – znane też w dłuższej konstrukcji łyżka dziegciu beczkę miodu zepsuje lub łyżka dziegciu dodana do beczki miodu zepsuje jego smak – nazywa sytuację ogólnie korzystną, którą nieoczekiwanie zakłóca jakieś małe, drobne, ale nieprzyjemne wydarzenie. Cóż to był ów dziegieć? Dziegciem nasi przodkowie nazywali gęstą, ciemnobrunatną ciecz, smołę o bardzo nieprzyjemnym zapachu, otrzymywaną podczas suchej destylacji kory i drewna brzozowego. Używano jej w rozmaitym celu, np. jako środka na schorzenia skóry, gdyż działała antybakteryjnie, gojąco, czy jako smaru do piast kół w wozach (stąd się wzięło inne powiedzenie – kto smaruje, ten jedzie). Dziegciem w połączeniu ze smołą uszczelniano beczki, impregnowano liny, a nawet smarowano buty, by dłużej służyły, a maść dziegciowa skutecznie odstraszała komary. W przeszłości był w obiegu nie tylko wyraz dziegieć, ale także czasownik dziegciować, czyli ‘smarować, nasycać coś dziegciem’. ‘Kogoś, kto to robił’ nazywano dziegciarzem, a ‘miejsce wyrabiania dziegciu’ – dziegciarnią. Przenośny sens powiedzenia łyżka dziegciu w beczce miodu wziął się ponoć z tego, że do beczek miodu pitnego przewożonego w taborach za wojskiem celowo wlewano trochę cuchnącego dziegciu, żeby ów miód nie korcił przed bitwą żołnierzy. Nie wiadomo jednak, czy jest to prawdą… Bardziej wiarygodne wydaje się to, że mieszanina miodu z odrobiną gorzkiego dziegciu stanowiła dobrą miksturę na rozmaite dolegliwości. Tym samym powiedzenie to zawdzięczalibyśmy samozwańczym farmaceutom i znachorom. Pan Literka Im Polnisch - Deutsch Wörterbuch haben wir 1 Übersetzungen von łyżka dziegciu w beczce miodu gefunden , darunter: Wermutstropfen . Beispielsätze mit łyżka dziegciu w beczce miodu enthalten mindestens 8 Sätze. łyżka dziegciu w beczce miodu Übersetzungen łyżka dziegciu w beczce miodu Hinzufügen Wermutstropfen masculine Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu jest podjęcie przez komisję większością głosów decyzji o wezwaniu do wprowadzenia dalszych przepisów zabraniających dyskryminacji. Einziger Wermutstropfen ist die Entscheidung einer Mehrheit im Ausschuss, zusätzliche Antidiskriminierungsvorschriften zu fordern. Stamm Übereinstimmung Wörter Znasz to, jedna łyżka dziegciu w beczce miodu. Weißt du, ein verdorbenes Ei kann den ganzen Kuchen verderben. Łyżką dziegciu w beczce miodu był jedynie Blake, mimo że Cassie podtrzymywała swój związek z Chrisem. Das einzige Haar in der Suppe war immer noch Blake, und das trotz Cassies fortgesetzter Affäre mit Chris. Literature Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu jest podjęcie przez komisję większością głosów decyzji o wezwaniu do wprowadzenia dalszych przepisów zabraniających dyskryminacji. Einziger Wermutstropfen ist die Entscheidung einer Mehrheit im Ausschuss, zusätzliche Antidiskriminierungsvorschriften zu fordern. Europarl8 Oczywiście dla członków mojej grupy przepis o obowiązku uwzględniania w sprawozdaniu w sprawie wiz sprawozdania dotyczącego danych biometrycznych jest łyżką dziegciu w beczce miodu. Die Einbeziehung des Biometrieberichts in den Visabericht empfanden wir in unserer Fraktion natürlich als Wehrmutstropfen. Europarl8 Jest jednak łyżka dziegciu w beczce miodu: powody uzasadniające nieuznawanie określone w art. 9 są bardzo liczne i mogą być do pewnego stopnia wymówką dla państw członkowskich, by nie stosować się do dyrektywy. Es gibt allerdings auch einen Wermutstropfen: Die Nichtanerkennungsgründe im Artikel 9 sind doch sehr weitreichend und können auch zum Teil eine Ausstiegsregelung für die Mitgliedstaaten darstellen. Europarl8 Jest łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Nun, mit den guten Neuigkeiten kommen auch ein paar schlechte. Łyżką dziegciu w tej ontologicznej beczce miodu jest fakt, że opracowanie i utrzymanie systemów ontologicznych jest kosztowne ze względu na ich ogromną skalę. Der Nachteil von Ontologien besteht darin, dass aufgrund von deren riesigem Umfang Entwicklung und Wartung recht kostenintensiv sind. cordis W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu: rynek opanowały zakłady tytoniowe stanowiące własność państwa — to one dostarczają większości papierosów. Die Sache hat allerdings einen großen Haken: Der Zigarettenbedarf wird größtenteils von einer staatlichen Tabakfirma gedeckt. jw2019 Liste der beliebtesten Abfragen: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M W Niemczech na terenach chronionych odnotowano 75-procentowy spadek liczebności dzikich zapylaczy Ponoć ludzkość ma zniknąć w ciągu czterech lat od śmierci ostatniej pszczoły. To twierdzenie przypisuje się wielkiemu fizykowi Albertowi Einsteinowi lub genialnemu biologowi Karolowi Darwinowi. Żadne źródła pozostawione przez obu uczonych nie zawierają tego twierdzenia. Mnie wydaje się ono przesadzone, niemniej zniknięcie pszczół i innych zapylaczy będzie dla nas poważnym kłopotem. Kłopotem o rozmiarach klęski. Zapylacze Pod koniec ubiegłego roku Stowarzyszenie Sady Grójeckie poinformowało o przekazaniu pszczelarzom 750 izolatorów chmary i zapowiedziało tysiąc kolejnych w tym roku. Izolatory mają kilka funkcji w pszczelarstwie, pomagają w zwalczaniu dręczą pszczelego, roztocza szerzej znanego pod łacińskim mianem Varroa destructor, wywołującego jeszcze lepiej znaną, przynajmniej z nazwy, chorobę – warrozę. Atakuje on pszczoły miodne i ich dzikie krewniaczki, których w Polsce mamy ponad 450 gatunków. Brzmi dobrze, ale… Ale przed oczami stają mi obrazki z sadów zachodniej Lubelszczyzny, gdzie często bywam i obserwuję, jak sadownicy wykańczają pszczoły, motyle, bzygi i inne owady zapylające. Mój ogród ma we wsi opinię zapuszczonego. Niewielu rozumie, że to celowe działanie, dzięki któremu cieszę się obecnością pięknych, dzikich kwiatów, często określanych pogardliwie jako chwasty. Rzecz jasna z domieszką roślin wprowadzonych jako wabiki owadów albo po prostu, by cieszyły oko. To z kolei przekłada się na bogactwo nadlatujących pszczół, w tym samotnych, trzmieli, pszczolinek i mnóstwa innych, których nie potrafię nazwać. Poza nimi obserwuję wiele motyli (w Polsce 3,2 tys.), będących moją niespełnioną miłością, much, jak wspomniane bzygi (ogółem ok. 400 muchówek w Polsce jest zapylaczami) czy chrząszczy (w Polsce opisano 6,2 tys. ich gatunków, nie wiadomo, jaka część z nich para się zapylaniem). To nie wszystkie owady odpowiedzialne za zapylanie w Polsce, jest ich więcej, przede wszystkim wśród błonkówek (dalszych krewnych pszczół). Generalnie od wczesnej wiosny do późnej jesieni obserwuję wiele sześcionogich istot, opijających się nektarem i umorusanych w pyłku. Odmienny obraz widzę w czasie wizyt u rodziny na zachodzie Lubelszczyzny, gdzie sady ciągną się po horyzont. Minionego lata podczas dwugodzinnej zabawy z córką w ogrodzie pełnym kwiatów zaobserwowałem zaledwie dwa motyle oraz pojedyncze pszczoły, trzmiele i zapylające muchówki. Tak jest za każdym razem, kiedy wychodzę do tam ogrodu lub idę w teren. Chemiczny batalion sadowniczy W ogrodzie nie stosuję substancji biobójczych, w bezpośrednim sąsiedztwie też jest ich niewiele, co – wraz z suto zastawionym dla zapylaczy „stołem” – procentuje dużą liczbą owadów. A gdy odwiedzam Lubelszczyznę i przy okazji chcę zaopatrzyć się w owoce, dostaję komunikat: „po maliny/jabłka pojedziemy w to miejsce, bo właściciel mało pryska” lub „od sąsiada nie bierz, on pryska codziennie”. I to nie przesada, widzę codziennie wjeżdżający do sadu traktor z opryskiem. Rzecz jasna nie służy to żadnym owadom. Do tego dochodzi intensywne nawożenie, które pozbawia pszczoły jedzenia. W okrawkach upraw intensywnie nawożonych rozwijają się rośliny nieprzydatne dla zapylaczy lub o niewielkim dla nich znaczeniu, jak pokrzywy czy glistnik jaskółcze ziele. Warto jednak mieć świadomość, że o ile pszczołowate karmią swoje potomstwo nektarem, pyłkiem czy miodem, o tyle larwy części innych zapylaczy żywią się roślinami, w tym wspomnianą pokrzywą (np. znaczna część gąsienic rusałek). Kolejnym czynnikiem jest zagospodarowywanie każdego wolnego skrawka. Nie ma miedz czy nieużytków, na których rosło wiele roślin pożytkowych, jak określa się rośliny, z których zapylacze zbierają nektar, pyłek lub spadź. Pszczoła miodna zbiera pokarm w promieniu nawet kilku kilometrów od ula, ale jej dzikie krewne mają mniejszy zasięg, często nieprzekraczający kilkuset metrów. Jeśli między resztkami terenów, na których żyją pszczoły samotnice, są wielkie połacie intensywnych upraw, owe remizy pozostają odizolowane. Z czasem prowadzi to do krzyżowania wsobnego, czyli przekazywania genów osobnikom blisko spokrewnionym, czego konsekwencją jest degeneracja i wymieranie. Same sady są atrakcyjnym miejscem żerowania dla zapylaczy, ale tylko w czasie kwitnienia. Po krótkim czasie obfitości, jeśli szkodliwe substancje nie zabiją owadów, następuje czas głodu. Podobne czynniki doprowadziły do zaniku pszczół i dzikich zapylaczy w kalifornijskim zagłębiu sadowniczym, gdzie uprawia się migdałowce. W efekcie tamtejsi sadownicy płacą krocie pszczelarzom, by ci przyjechali z pasiekami w czasie kwitnienia tych drzew. Dla pszczelarzy to intratny biznes, opłaca się jechać nawet ze Wschodniego Wybrzeża. Miejscowi sadownicy już wiedzą, co stracili i za olbrzymie pieniądze próbują przywrócić dzikie zapylacze. Znikające owady zapylające Zresztą problem zaniku zapylaczy osiągnął skalę globalną i wcale nie koncentruje się na pszczole miodnej. Owszem, w Europie i Ameryce Północnej zaobserwowano zamieranie rodzin pszczelich, z powodu warrozy, choć chorób i innych odpowiedzialnych czynników jest znacznie więcej, ale w skali globalnej liczba hodowlanych pszczół miodnych rośnie. Najlepiej skalę zaniku dzikich zapylaczy zbadano w Niemczech, gdzie na terenach chronionych odnotowano 75-procentowy spadek ich liczebności. Poza wyżej wymienionymi, przyczyn jest więcej, a za niektóre współodpowiadają… pszczelarze! Najlepszym przykładem są gatunki obce i ekspansywne w naszej florze. Wypierają one rodzime gatunki, w tym wiele stanowiących bazę pokarmową zapylaczy. Szacuje się, że na półnaturalnej łące 20% roślin stanowi pożytek dla zapylaczy. W momencie kiedy pojawia się nawłoć późna, zwana mylnie mimozą (Niemen śpiewający „mimozami jesień się zaczyna” był w błędzie), wypiera ona niemal wszystkie inne rośliny. Sama dostarcza pyłku i nektaru, ale tylko przez miesiąc. Podobnie rzecz się ma z robinią akacjową (niesłusznie nazywaną akacją), która dostarcza dobrego pożytku, ale krótko. Dodatkowo w przeciwieństwie do rodzimych drzew, np. równie miododajnej lipy, pod robiniami nie rosną rośliny lubiane przez zapylacze. Niestety, pszczelarze obu najeźdźców hołubią i rozsadzają, w efekcie sami sobie podcinają gałąź, na której siedzą. Zwróciłem kiedyś na to uwagę na jednym z forów pszczelarskich (jestem niedoszłym pszczelarzem), nie spotkało się to ze zrozumieniem, zostałem w klasycznie polskim stylu wyśmiany i znieważony. Pszczelarz też Polak. Innym błędem pszczelarzy, ale też osób chcących wesprzeć zapylacze, jest… wysiewanie kwiatów. Sam w sobie to dobry kierunek, niemniej nie wszystkie rośliny mają jednakowo dobre właściwości dla pszczół, nawet jeśli pszczoły je chętnie odwiedzają. Okazuje się, że to, co służy dorosłym, niekoniecznie służy czerwiom, czyli potomstwu. Dorosłe pszczoły potrzebują głównie nektaru, przynajmniej w ciepłej porze roku. Czerwie potrzebują przede wszystkim pyłku, i to nie byle jakiego. Przykładowo pyłek słonecznika, do którego lgną pszczoły, wcale nie służy ich potomstwu. Tu trzeba jednak nieco usprawiedliwić i pszczelarzy, i osoby chcące pomóc owadom, badania nad odpowiednim pokarmem dla pszczół są w powijakach. Niemniej już wiadomo, że dobrej jakości pyłku dostarczają wszelkie koniczyny, róże i drzewa owocowe, a także gryka czy bób. Pyłki tych roślin są dobre dla pszczół udomowionych i ich dzikich pobratymców. Niestety, areał wspomnianych roślin spada. Równie niekorzystną sytuacją jak intensyfikacja rolnictwa może być jego porzucanie. W mojej okolicy wiele pól przekształciło się w ugory, a następnie w lasy. Cóż się dziwić, gleba taka, że okoliczni mieszkańcy stawiając dom, pozyskują piasek na podwórku albo zaraz za nim. W każdym razie zarastanie pól może doprowadzić do zaniku roślin pożytkowych, choć – o ile nie wedrą się obce gatunki ekspansywne, a niestety często w takich miejscach pojawiają się jako pierwsze – ostatecznie nie musi to wyjść źle, las też jest domem dla zapylaczy, choć dla innych gatunków niż tereny otwarte. W tym miejscu tylko zaznaczę, że rozkręcające się ocieplenie klimatu jest problemem dla zapylaczy. Wraz ze zmianą zasięgu stref klimatycznych przesuwają się zasięgi roślin, a same rośliny wcześniej zaczynają kwitnąć, przez co rozmijają się w czasie z cyklem życia zapylaczy. To oznacza trudności z zapłodnieniem dla roślin i głód dla zapylaczy. W przeszłości kilkukrotnym zlodowaceniom i interglacjałom towarzyszyły zmiany zasięgów roślin, zwierząt i grzybów, ale nie wszystkim udało się nadążyć za zmieniającym się klimatem. Atak udomowionych pszczół I wreszcie jeszcze jedna sprawa, zagrożeniem dla dzikich zapylaczy mogą być… hodowlane pszczoły, w tym trzmiele. Szczególnie gdy mamy do czynienia z masową pasieką lub jej czasowym przeniesieniem, np. w celu zapylenia pól rzepaku. Wprawdzie takie działanie zwykle podnosi plon, nawet o przeszło 20%, jednak często oznacza klęskę dla dzikich zapylaczy. Pojawiająca się w masowych ilościach pszczoła miodna stanowi poważną konkurencję dla dzikich zapylaczy. Jakby tego było mało, to roznoszą one choroby, przede wszystkim na gatunki blisko spokrewnione. Nieco na marginesie warto w tym miejscu wspomnieć, że podobnie działa to w miastach, w których pasieki stają się coraz popularniejsze. Tymczasem wraz z pozytywnym trendem tworzenia w miastach kwietnych łąk zamiast trawników, stają się one atrakcyjnym miejscem dla dzikich zapylaczy. O ile nie mamy do czynienia z przepszczeleniem (czyli przeludnieniem w świecie pszczół). Hodowlane pszczoły i trzmiele pochodzą często z innych stref klimatycznych, przez co nie są przystosowane do tutejszych warunków. Uwolnione przekazują swoje geny dzikim populacjom, czym je osłabiają. Światełko w tunelu A jak to się ma do Sadów Grójeckich, których działanie skłoniło mnie do tej gorzkiej wyliczanki? Skontaktowałem się ze stowarzyszeniem i… zdziwiłem się. Wygląda na to, że sadownicy z Grójca próbują iść w dobrą stronę. Wszyscy członkowie stowarzyszenia muszą posiadać certyfikat Integrowanej Produkcji lub standard bezpieczeństwa Wprawdzie to nie biorolnictwo, jednak stosowanie sztucznych nawozów i środków ochrony roślin jest ograniczone. Nacisk kładzie się na organiczne nawożenie i mechaniczne lub biologiczne metody zwalczania szkodników. Każdy z członków stowarzyszenia jest zobowiązany do stworzenia areału kwietnej łąki lub innego, podobnego tworu pośród upraw. Stowarzyszenie przyjęło dwukrotnie ostrzejsze normy niż wynikające z certyfikatu Integrowanej Produkcji lub Złamanie warunków grozi wykluczeniem ze stowarzyszenia i niemożnością sprzedawania produktów z logo Sadów Grójeckich z certyfikatem Chronionego Oznaczenia Geograficznego. Jak dotkliwa to strata, można się przekonać, porównując ceny i popularność jabłek grójeckich z innymi w dyskontach. Dodajmy, że sadownicy z okolic Grójca wpuścili do swoich sadów pszczoły samotnice. Oby znani mi sadownicy z Lubelszczyzny oraz nieznani z reszty Polski podążyli tym samym tropem, choćby we własnym interesie. Fot. Shutterstock PS Wspomniałem, że nie wierzę, by ludzkość zginęła bez pszczół, ale warto spojrzeć, co możemy stracić. 75% roślin lądowych, w tym jedna trzecia roślin uprawnych, jest zapylanych przez owady. W 2019 r. pracę pszczół wyceniono globalnie na 153-265 mld euro. Najnowsze dane dla Polski pochodzą z 2006 r., wówczas usługi świadczone przez zapylacze wyceniono na 3-4 mld zł. Powinniśmy się cieszyć, że owady nie żądają wypłaty, zwłaszcza po uwzględnieniu inflacji. Tagi: Albert Einstein, biologia, dzika przyroda, ekosystemy, Grójec, Karol Darwin, Lubelszczyzna, natura, niszczenie środowiska, ochrona środowiska, owady, przyroda, pszczelarze, pszczoły, sądownictwo, Sady Grójeckie, środowisko naturalne, Varroa destructor, zwierzęta Podobne wpisy

łyżka dziegciu w beczce miodu