marcin ambroziak pierwsza żoną

Interesują cię usługi z branży Transport samochodowy? Skorzystaj z oferty firmy Marcin Ambroziak Ambro. Zapraszamy zainteresowanych do odwiedzenia nas pod adresem Północna 7, Turek w województwie wielkopolskim. NIP wykorzystywany do identyfikacji dla celów podatkowych to: 6681831922. Posługujemy się unikalnym numerem REGON: 300241125. W życiu wokalisty Classic pojawiła się kobieta. Kolega z zespołu mu w tym kibicuje. W życiu wokalisty Classic pojawiła się kobieta. Kolega z zespołu mu w tym kibicuje. Autor: Adam Begier , 16 Listopad 2017 15:33. Źródło zdjęć: materiał prasowy. Marcin Daniec (ur. 1 października 1957 w Wielopolu Skrzyńskim) [1] – polski satyryk, artysta kabaretowy, komik i stand-uper . Książka (miękka) 8,45 zł. Seria przygodowa osadzona w realiach starożytnego Egiptu.Po strasznym pożarze, w którym giną rodzice Seshy i Ky, dzieci królewskiego lekarza faraona próbują przetrwać, zaklinając węże i kradnąc jedzenie, nie wiedząc, w kim ta - 24 %. 49,00 zł. W 1595 odcinku "M jak miłość" po wakacjach Barbara (Teresa Lipowska) zlituje się nad Izą (Adriana Kalska), której Marcin (Mikołaj Roznerski) zgotuje prawdziwe piekło. nomor kursi pesawat dekat sayap lion air. Powrót do listyWiadomości | poniedziałek, 18 stycznia 2021 Podczas swojej wizyty w "Dzień Dobry TVN" Marcin Ambroziak wraz z żoną Joanną opowiedział o swoim najnowszym programie "Klinika bez tajemnic", ale też o tym, jak wygląda jego praca podczas panemii. Pochwalił się też, że już został zaszczepiony przeciwko covid-19 i starał się zachęcić do tego widzów. Po sześciu sezonach programu "Życie bez wstydu" niedawno mogłyście oglądać dr. Marcina Ambroziaka w 2. sezonie formatu "Klinika bez tajemnic". Prócz niego poznaliście w nim jego pracowników, codzienne życie jego kliniki oraz jego żonę Joannę, współwłaścicielkę i współtwórczynię trzech klinik. Para pojawiła się niedawno w "Dzień Dobry TVN", by opowiedzieć o swoim nowym formacie i wyjaśnić czym różni się on od z prowadzącymi poruszyli jednak znacznie więcej bieżących tematów. Dziennikarze zapytali małżonków o funkcjonowanie ich kliniki w czasie pandemii. - W zeszłym roku zamknęliśmy się z poczucia odpowiedzialności. Nie byliśmy odgórnie zamknięci. Jak wszystkie działalności gospodarcze w Polsce mieliśmy sporego stracha, że to się może źle skończyć. Potem otworzyliśmy z zachowaniem wszelkich możliwych ograniczeń zdroworozsądkowych i medycznych. Miałem takie wrażenie, że przez pierwszy miesiąc przyszły wygłodniałe wilki, mówiąc "wszystko chcę" - wspominali prowadzący "Kliniki bez tajemnic".Korzystając z okazji dr Marcin Ambroziak starał się zachęcić widzów do zaszczepienia się przeciwko covid-19 w pierwszym możliwym terminie. - Jestem zaszczepiony i jestem dumny z tego powodu, że jestem zaszczepiony. Chciałbym, żeby jak najwięcej z nas się zaszczepiło, bo wtedy szybciej wrócimy do normalności - argumentował medyk. Komentarze (0)pokaż wszystkie komentarzeukryj najgorzej ocenianepokaż wszystkie komentarzePomoc | Zasady forumPublikowane komentarze sa prywatnymi opiniami użytkowników portalu. TVN nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Ma swój szum, kolorystykę i dramaturgię. Uważam, że to najpiękniejsze miejsce do spędzania czasu. Nie porównuję Dębek i Wybrzeża Bałtyckiego do egzotycznych miejsc, takich jak Malediwy czy Karaiby. To coś zupełnie innego. Wiatr, zapach wody, snujące się myśli, rozmowy, śmiech, odpoczynek. Rodzina i przyjaciele... Kaszubska historia. Na wschód Karwia i Jastrzębia Góra, na zachód Białogóra, na południe Jezioro Żarnowieckie, nad wydmami pas lasu, przy głównym (19.) wejściu na plażę Rybaczówka z wieżą widokową. Pośrodku ulica Spacerowa. Kilka wędzarni ryb, kilka dobrych restauracji i barów, pensjonaty, domki kempingowe, pole namiotowe. Teren Nadmorskiego Parku Krajobrazowego. Oto całe Dębki. Prawie całe... Najpierw miejscowość była własnością klasztorną, między XVI a XVIII w. dzierżawiła ją rodzina Dembków. Po pierwszym rozbiorze przeszła w ręce pruskie. Przez Dębki kiedyś przebiegała polsko-niemiecka granica i był tu posterunek graniczny, w pobliżu są stare bunkry i pamiątkowy słup graniczny, ot taka ciekawostka. Dawna osada rybacka (pozostało kilka chat rybackich z XIX w.), a już w latach 20. minionego wieku — letnisko. Upodobali je sobie zwłaszcza Wielkopolanie. Teraz wydaje mi się, że jadą tam wszyscy Polacy. Spokój i szum morza. Pierwszy raz zabrał mnie do Dębek mój mąż, dla którego to było miejsce z młodości, kierunek wakacyjnych wypadów pod namiot. Zabrał mnie tam w maju. A ponieważ marzyło mi się takie ciche, spokojne miejsce nad morzem, oczywiście najlepiej na samej plaży, co w Polsce — z uwagi na budowę linii brzegowej — jest nie do zrealizowania, skończyło się na domku w pierwszej linii, 30 m. od brzegu. Ale i tak na plażę musimy przejść przez wydmę i kawałek lasu. Urok Dębek polegał też na ich dzikości, wszystkie ścieżki były piaszczyste. Wszystko było naturalne. Teraz, dzięki funduszom unijnym, wiele dróg wybrukowano, co nam się akurat nie podoba. To miejsce jest wyjątkowe — ma bujne lasy, uroczą plażę — jedną z najpiękniejszych w Polsce. Szeroką, piaszczystą, z dalekim horyzontem. Tu wpada do morza rzeka Piaśnica, która co roku zmienia swój bieg. Idąc w stronę Białogóry, trafia się na plażę nudystów, mającą wiernych użytkowników od wielu lat. Dębki mają wyjątkowy klimat — to nie jest Jastrzębia Góra czy Władysławowo. Jest luźna atmosfera, nie ma pompy, szpilek, nie trzeba się „ubierać”, nie trzeba się „pokazywać”. To wciąż mała mieścina z głównym deptakiem, która latem ożywa, a po sezonie się wycisza. Do Dębek przyjeżdża bardzo wielu cudzoziemców, właśnie poza sezonem, właśnie dla ich unikalnego nastroju. Mieszkańcy i wczasowicze. Dla mnie najpiękniej jest po sezonie. Wczasowicze wyjeżdżają, zapada cisza, ludzie znów zaczynają się sobie kłaniać w sklepie, wraca klimat małej miejscowości, która już zarobiła na przetrwanie do następnego lata. W Dębkach mieszka niepełne 200 osób. Kiedyś to była maleńka mieścina rybacka. Teraz w sezonie letnim, przede wszystkim w lipcu, są tam rodziny z dziećmi, dziadkowie z wnukami — przyjeżdża mnóstwo ludzi. Plaża jest cała zastawiona parawanami, odbywa się tam również wiele imprez sportowych. Wejście na plażę wprawdzie obrosło handlem, ale jeszcze bez jarmarku, wszystko pozostaje w klimacie, stoją wiklinowe kosze. Zaraz na początku stoi tzw. kontener. To corocznie rozkładana konstrukcja z drewna i kontenerów, tam się toczy plażowe życie towarzysko-barowe. Tak, to prawda, że w Dębkach mają domy ludzie sztuki, teatru, artyści. Również oni dodają klimatu tej mieścinie. Sezon zaczyna się z chwilą zakończenia szkoły, trwa do pierwszych dwóch tygodni sierpnia. Przez dwa ostatnie tygodnie tego miesiąca jest zazwyczaj piękna pogoda, ale już nie ma tłumów. Jest ciepło i pusto. Jedyne takie miejsce. Mamy dużo dzieci w rodzinie — w wieku od czterech do 25 lat — i one wszystkie uwielbiają Dębki. Naturalnie z różnych powodów. Nasz najmłodszy, czterolatek, pyta: „Jedziemy do Dębek? Juś!”. A dwudziestopięciolatek brał ślub na plaży w Dębkach, w końcu sierpnia, w magicznym świetle późnego lata. I jeździ tam praktycznie przez cały rok, jak tylko mają z żoną wolny weekend. Nasze dzieciaki spędzają tam całe wakacje. Uwielbiamy podróżować, zwiedzać, poznawać... Ale w sezonie wiosenno-letnim nie ruszamy się z kraju. Dębki są naszą bazą, letnim domem. To jest nasze miejsce na ziemi. Bez względu na pogodę. Nie musimy wychodzić na plażę. Szum morza słychać w domu. Tak samo jak szum wiatru wśród sosen. Czuć ten zapach, oddycha się morskim powietrzem we własnym ogrodzie... Ogrodzie, który jest w zasadzie lasem, z jagodami. Dębki mają też specyficzny klimat pogodowy — tam jest zawsze chłodniej, morze jest zimne... Chyba, że w Warszawie i gdzieś tam jeszcze leje — wtedy w Dębkach jest upał. Dlatego spacery po plaży w kurtkach to norma. Nam jednak to nie przeszkadza. Lokalnie i przyjaźnie. Robimy zakupy w miejscowym sklepiku. Mamy tam mnóstwo przyjaciół, sołtysa, więc spędzamy czas inaczej niż typowo wczasowo nad morzem. Nie leżymy na plaży. Chodzimy na spacery, oglądamy zachody słońca. Spotykamy miłych nam ludzi. Przez Dębki przebiegają turystyczny szlak pieszy (Szlak Nadmorski Bałtycki), trasa rowerowa z Karwii do Białogóry i pętla konna (w Białogórze jest stadnina koni). Ale my w zasadzie nie ruszamy się nigdzie. Z dwoma wyjątkami. Na rowerach do Białogóry — prześliczna trasa przez las ma około 10 km, więc jeździmy całą rodziną. Przy samym wjeździe do Białogóry jest siedlisko, gdzie gospodarze mają domowe jedzenie, przepyszne naleśniki... i minizoo. Dla dzieci to wielka atrakcja. Są koniki, kozy, kury... Drugi kierunek to spływ kajakowy Piaśnicą, który uwielbiamy. Płynie się kilka godzin, aż spod Jeziora Żarnowieckiego. Widoki, bociany, łabędzie, kaczeńce — cudnie. W sezonie odwiedzamy restaurację U Ewy w Sasinie. Właściwie teraz nazywa się Ewa Zaprasza. Pamiętam ją od 20 lat, jej początki sięgają lat osiemdziesiątych. Niestety, latem jest tam zawsze tłum. Przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Ale warto zajrzeć, bo jest tam znakomity nastrój, ciekawe wnętrza i dobre jedzenie. Chętnie odwiedzamy również restaurację Pan Kurczak w Dębkach. Także z przyjaźni. Dobre jedzenie, swojska atmosfera. Sklep całoroczny w Dębkach prowadzą nasi przyjaciele. Prowadzą również bar. Niezwykle ciekawi ludzie — zjeździli cały świat, hodują egzotyczne zwierzęta. Właścicielowi na co dzień towarzyszy papuga. Cudowni ludzie, do których przyjeżdżamy z radością. Zapraszamy znajomych, którzy lubią spędzać u nas czas, gotujemy w domu, cieszymy się tym naszym miejscem, bardzo je lubimy. Cenimy sobie czas spędzany tam wspólnie. Jeździmy do Dębek autostradą A2, później obwodnicą Gdańska, przez Wejherowo, Krokową. Około 40 km od obwodnicy, 6 i pół godziny jazdy. Ale trzeba pilnować terminów i nie jechać, kiedy jadą wszyscy, bo trafia się na wielokilometrowe korki i zaczyna się gehenna. Znamy rytmikę dojazdu w ten region i pilnujemy się, żeby nie jechać tego dnia lub o tej porze, kiedy jadą wszyscy. Jeśli ktoś chce dojechać komunikacją zorganizowaną, może to zrobić pociągiem do Gdańska lub Wejherowa i dalej autobusem. Dojazd jest przez cały rok. Joanna Ambroziak Z wykształcenia ekonomistka, karierę zawodową rozpoczęła w firmie Optopol, gdzie otworzyła i rozwinęła dział dermatologii. Prezes i współwłaścicielka kliniki medycyny estetycznej i szpitala, które prowadzi wspólnie z mężem Marcinem Ambroziakiem. Placówki działają pod marką Klinika Ambroziak. Doktor Marcin Ambroziak popularnośc zyskał dzięki programowi "Życie bez wstydu", w którym mierzy się ze skomplikowanymi wyzwaniami medycznymi - Ludzie zawsze chcieli idealnie wyglądać, a teraz można to zrobić szybciej i łatwiej - wyznaje lekarz Doktor Ambroziak w rozmowie z Plejadą przyznaje, że 25% jego pacjentów to mężczyźni. - Dawniej uznawano medycynę estetyczną za coś niemęskiego. A dzięki mediom, (...) to się zmieniło. Doszło niemalże do rewolucji - dodaje - Bardzo poważnie podchodzę do tego, co robię. Czasem poprawiamy w czyimś wyglądzie jakieś drobiazgi, a potem okazuje się, że kompletnie odmieniamy przez to jakość życia tej osoby - podkreśla Marcin Ambroziak Pana zdaniem dużo jest prawdy w stwierdzeniu "jak cię widzą, tak cię piszą"? Bardzo dużo. Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. Zresztą, to zostało udowodnione naukowo. Kilkanaście lat temu ktoś popełnił pracę, w której ankietowo porównana została jakość życia pacjentów z cukrzycą, epilepsją i trądzikiem. Okazało się, że najgorzej żyje się nie tym ludziom, którzy muszą mierzyć się z poważnymi chorobami, tylko tym, którzy mają pryszcze! Wszystko dlatego, że je widać na pierwszy rzut oka. Wychodzi na to, że osobom, którzy lepiej wyglądają, żyje się lepiej. Mało tego, dostają lepszą pracę i, mówiąc potocznie, łatwiej jest im wyrwać kogoś w klubie. Ale to nic nowego, bo przecież zawsze tak było. Dlaczego Masajowie malują sobie twarze i wieszają na sobie milion ozdób? Dlaczego kobiety w Afryce wsadzają sobie gliniane krążki w dolną wagę? Właśnie po to, żeby zwiększyć swoją atrakcyjność. Zresztą, to nie dotyczy tylko ludzi, tylko całej natury. Po co pawiowi ten cholerny ogon, dzięki któremu każdy drapieżnik widzi go z daleka? Wszystkim zależy na dobrym wyglądzie. Przeglądając Instagram czy kolorowe magazyny, mam wrażenie, że z roku na rok jest w nas coraz większe pragnienie posiadania idealnego wyglądu. Ludzie zawsze chcieli idealnie wyglądać, a teraz można to zrobić szybciej i łatwiej. Poza tym, mamy więcej możliwości, żeby naszym wyglądem się pochwalić. Kiedyś trzeba było zrobić wielką karierę, żeby zostać sfotografowanym i trafić do jakiegoś magazynu, a dziś każdy ma aparat w telefonie i w kilka minut może wrzucić swoje zdjęcie na Instagram. Co więcej, od razu widzimy, czy to się innym podoba, czy nie. Szczerze przyznam, ja nie przepadam za takim ekshibicjonizmem. Dlatego nie mam konta ani na Facebooku, ani na Instagramie. Oczywiście, rozumiem współczesne czasy i cel mediów społecznościowych, więc prowadzimy profile firmowe, ale nie pokazuję tam, jak wyglądam po przebudzeniu, czy co jem na śniadanie. Pan, mijając ludzi na ulicy, zwraca uwagę na ich wygląd, cerę, skórę? Każdy to robi, a ja dodatkowo mam profesjonalną wiedzę i widzę, czy ktoś wymaga leczenia lub poprawienia czegoś, czy nie. Oglądam codziennie około czterdzieścioro pacjentów i gdy wychodzę z kliniki, trudno mi się zdystansować do tego, co robię przez większą część życia. Dawniej koleżanki pytały mnie, czemu się tak na nie gapię. (śmiech) Sądziły, że od razu je oceniam. A ja wtedy tego nie robiłem. Po prostu patrzyłem. W tej chwili, po dwudziestu latach w zawodzie, muszę przyznać, że chyba jednak się gapię. (śmiech) Marcin Ambroziak Zdarza się panu wyrazić na głos swoją opinię? Absolutnie nie. Byłoby to dużym nietaktem z mojej strony. Pacjenci, którzy do pana przychodzą, raczej chcą, żeby powiedział im pan, co powinni poprawić czy sami dokładnie wiedzą, co chcieliby w sobie zmienić? Różnie z tym bywa. Niektórzy siadają przede mną i mówią, że chcieliby lepiej wyglądać, ale nie uściślają, co to dla nich znaczy. Zależy im na tym, żebym coś zaproponował i tym samym chcą zrzucić z siebie trochę odpowiedzialności. Wtedy przygotowuję plan leczenia i stopniowo wdrażam go w życie. Zdarzają się też pacjenci, którzy przychodzą i mówią wprost, że chcieliby wypełnić fałdy nosowo-wargowe preparatem danej marki, najlepiej o takiej i takiej gęstości, bo przeczytali gdzieś, że działa on najlepiej. Woli pan bardziej czy mniej zaznajomionych z tematem pacjentów? Z tymi bardziej świadomymi łatwiej się rozmawia. Jeśli mówię im, że jakość skóry poprawimy laserem frakcyjnym, to już nie muszę sobie zadawać trudu, żeby wyjaśniać, na czym to polega. Oczywiście, łatwo popaść w przesadę i być mądrzejszym od lekarza. Nie wykluczam, że niektóre osoby są tak oczytane, że mają większą wiedzę ode mnie. Natomiast do specjalisty raczej przychodzi się po to, żeby skorzystać z jego umiejętności i doświadczenia, bo zajmuje się tym profesjonalnie, a nie po to, by go pouczać. A jak jest z wiekiem osób, które przychodzą do pana gabinetu? Trzeba by zapytać o to naszego analityka. Trudno mi powiedzieć. Nie ma reguły. Oczywiście, najmniej mamy dzieci. Ale proszę pamiętać, że w naszej klinice zajmujemy się nie tylko medycyną estetyczną, ale też chirurgią plastyczną i naczyniową, dermatologią czy kosmetologią. Za kilka miesięcy otwierać będziemy klinikę dermatologiczną, w której w dobrych warunkach i nie za wielkie pieniądze będziemy leczyć zmiany alergiczne, łuszczycę czy inne choroby skóry. Także zakres naszego działania jest bardzo szeroki, w związku z tym przekrój wieku pacjentów również. Wybór gwiazd - zadbaj o zdrowie już teraz (treści promocyjne partnera) Zdarza się, że nastolatki chcą poprawiać urodę w pana klinice? Tak, ale rzadko. Wtedy zawsze zapala się u mnie czerwona lampka i zastanawiam się, czy u takiej dziewczyny wszystko dobrze jest z oceną własnego wyglądu, czy może zmaga się z dysmorfofobią. Co prawda ta choroba nie zdarza się tak często, jak się o niej mówi, ale pacjentów, którzy mają takie zaburzenia trzeba leczyć, a nie fundować im kolejne zabiegi, z których i tak nie będą zadowoleni. Choć niewiele osób o tym wie, to niemal regułą jest, że jeśli ktoś chce sobie poprawić chirurgicznie nos przed dwudziestym rokiem życia, to większość moich kolegów wymaga przed operacją konsultacji psychiatrycznej. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, ale to zmienia twarz w nieodwracalny sposób. A jak wiemy, nastolatki trochę inaczej patrzą na siebie i otaczający świat. Nie chcę uogólniać, ale często wydaje im się, że jeśli ich wygląd trochę odstaje od przyjętych norm, to trzeba go zmienić. Często zdarza się później, że nawet jeśli operacja przebiegnie pomyślnie, to te dziewczyny nie są zadowolone i wpadają w pełnoobjawową depresję. Także trzeba być ostrożnym. Jeśli dziecko komunikuje rodzicom, że do szczęścia potrzebne są mu większe usta, to należy się zastanowić, czy to jest racjonalna potrzeba. Oczywiście, inaczej sprawa wygląda w przypadku wyraźnych defektów. Foto: Materiały prasowe Marcin Ambroziak Co najczęściej chcą sobie poprawiać kobiety? Jeśli chodzi o dermatologię, to najczęściej zależy im na poprawie struktury i koloru skóry, wypełnieniu zmarszczek mimicznych, walce z wiotkością skóry i procesami grawitacyjnymi. To najczęściej małoinwazyjne zabiegi. Jeśli zaś chodzi o chirurgię, to prym wiodą rozmaite operacje wykonywane na biuście, liposukcje, liftingi oraz operacje nosów i uszu. W mediach sporo mówi się o waginoplastyce. Rzeczywiście stała się ona tak popularna? To już jest ginekologia estetyczna, którą zajmuje się oddzielny dział w naszej klinice. Rzeczywiście, robi się to coraz bardziej popularne. Jeśli pacjentka rodziła drogami natury dwa lub trzy razy, to rzadko się zdarza, żeby jej warunki anatomiczne pozostały takie same jak przed pierwszym porodem. Może, choć nie musi, powodować to dyskomfort seksualny. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy to odbudowali. Taka operacja nie jest bardzo agresywna i nie wiąże się z dużym ryzykiem, a już po kilku tygodniach znacznie podnosi komfort życia. Liczba pacjentek, które decydują się na plastykę pochwy, cały czas rośnie. Przestaje być to tematem tabu i kobiety wzajemnie sobie to polecają. Jak z panami? Oni często korzystają z usług pana kliniki? Dwadzieścia pięć procent naszych klientów to panowie. Jak na branżę, która jest uznana za przeznaczoną dla kobiet, to sporo. Dawniej uznawano medycynę estetyczną za coś niemęskiego. Mój gabinet odwiedzał jeden pacjent na miesiąc. A dzięki mediom, które powtarzają, że nowoczesny facet to nie jest jaskiniowiec i powinien dbać o siebie, to się zmieniło. Doszło niemalże do rewolucji. Mężczyźni korzystający z naszych usług mają zwykle około czterdzieści – pięćdziesiąt lat, dobrze się ubierają, ładnie pachną i chcą dobrze wyglądać. Większość z nich podkreśla, że nie zależy im na nienaturalnym odmłodzeniu. Ale jeśli mają możliwość pozbycia się zmarszczek, to czemu mieliby tego nie robić? Co najczęściej poprawiają sobie mężczyźni? Najczęściej panowie decydują się na wypełnianie zmarszczek, operacje powiek, a czasem – liposukcję. Niestety, nie wiem z czego to wynika, ale mamy coraz więcej pacjentów z ginekomastią tłuszczową lub gruczołową. Na szczęście, łatwo można ją usunąć. Pan korzysta z medycyny estetycznej? No pewnie. Pierwszy botoks zrobiłem sobie, gdy miałem trzydzieści lat i robię do tej pory. Rzadziej niż kiedyś, ale robię. Ale nie wszystkie zabiegi uznaję za atrakcyjne dla mnie. Niechętnie powiększyłbym sobie usta. Natomiast mówię tylko i wyłącznie o sobie. Uważam bowiem, że umiejętnie powiększone usta facetom też poprawiają wygląd. Co, gdy pana pacjent lub pacjentka chce sobie coś poprawić, a pana zdaniem to jest zły pomysł? Wygłaszam wtedy swoje zdanie. Co, gdy pacjent lub pacjentka upiera się przy swoim? Jeśli widzę coś patologicznego w dążeniu do idealnego wyglądu, zdarza mi się, że odmawiam. Ale dzieje się to bardzo rzadko. Przecież to nie moja twarz. Pamiętam, że wiele lat temu przyszła do mnie pacjentka, która miała wyraźnie powiększone usta. Usiadła przede mną i powiedziała, że wie, że jej usta widać z daleka, ale ona się z tym świetnie czuje i chce jeszcze bardziej je powiększyć. Pomyślałem sobie wtedy: kim ja jestem, żeby ją oceniać? To ma się przecież jej podobać, a nie mi. Moim zadaniem jest przecież spełnianie oczekiwań pacjentów. Jeśli wszystko odbywa się w ramach przysięgi Hipokratesa, to dlaczego miałbym jej odmówić? Od medycyny estetycznej można się uzależnić? Oczywiście. Jednak w większości przypadków, to jest dość miłe uzależnienie. Porównałbym je z uzależnieniem od kupowania ładnych butów. Większość takich pacjentów myśli sobie: lubię to, stać mnie, więc będę regularnie z tego korzystał. Gorzej, gdy ktoś chce poprawiać sobie nastrój zabiegami estetycznymi i zakrywa tym swoje rzeczywiste problemy. To jest stąpanie po bardzo cienkim lodzie, bo w pewnym momencie wizyty w klinice przestają przynosić efekty i tacy pacjenci w dalszym ciągu czują się źle. Na szczęście, nie spotkałem na swojej drodze wielu takich osób. Nieudane zabiegi czy operacje często się zdarzają? Statystycznie pięć procent pacjentów jest niezadowolonych. I to nie tylko u nas, ale, jak wynika z badań, również w najlepszych klinkach na świecie. Bierze się to z różnych powodów – czasem chodzi o zbyt długi czas zabiegu, czasem o nieodpowiedni serwis, a czasem o zachowanie lekarza. Nie oznacza to oczywiście, że pięć procent zabiegów kończy się powikłaniami. Wtedy poszlibyśmy z torbami. Oczywiście, one mogą zdarzyć się przy każdym działaniu medycznym, ale w medycynie estetycznej występują niezwykle rzadko, co więcej – w dziedzinach niechirurgicznych większość działań niepożądanych jest odwracalna. Zdarza się, że przychodzą do pana pacjenci z prośbą o ratunek po nieudanych zabiegach zrobionych u innych lekarzy? Czasem tak, ale mam na tyle mało uruchomiony syndrom Boga w sobie, że mam świadomość, że moi pacjenci też mogą chodzić do innej kliniki. To się zdarza. W momencie, gdy następuje powikłanie, często traci się zaufanie do lekarza i szuka się innego. Aczkolwiek jestem dumny z tego, że jako ośrodek jesteśmy referencyjni i do mojego gabinetu przychodzą osoby, które mówią mi, że jestem ich ostatnią deską ratunku. W programie "Życie bez wstyd"” udowadnia pan, że niemożliwego dla pana prawie nie ma. To magia telewizji. Foto: Materiały prasowe Marcin Ambroziak Myślę, że nie tylko. Mierzy się pan tam z bardzo trudnymi przypadkami. Proszę jednak pamiętać, że zanim dojdzie do nagrania całego procesu leczenia, zastanawiam się z moim zespołem, czy damy radę. Lubię mierzyć się z wyzwaniami, ale jest wielu pacjentów, którzy mają takie historie, że rozkładamy ręce. Tego już telewizja nie pokazuje. Wybieramy te przypadki, które są trudne, ale z którymi najprawdopodobniej jesteśmy w stanie sobie poradzić. Udział w tym programie traktuje pan jako jeden ze sposobów na realizowanie swojej misji? Myślę, że częścią pracy każdego lekarza jest misja, nawet zajmującego się tak mało poważną profesją jak moja. (śmiech) Mogłoby się wydawać, że to niepoważna profesja, ale w "Życiu bez wstydu" pokazuje pan, że swoją pracą może pan zmienić nie tylko wygląd, ale też całe życie pacjentów. Pamiętam, że kiedy zdecydowałem się, że będę dermatologiem, moi koledzy chirurdzy śmiali się, że będę doktorem od włosów i paznokci. Może dlatego teraz z przekąsem mówię, że zajmuję się niepoważnymi sprawami. Ale oczywiście bardzo poważnie podchodzę do tego, co robię. Czasem poprawiamy w czyimś wyglądzie jakieś drobiazgi, a potem okazuje się, że kompletnie odmieniamy przez to jakość życia tej osoby. Niedawno był u nas pan, który od dwudziestu lat nieustannie się rumienił. Nie poszedł na studia prawnicze, o których marzył, bo co to za prawnik, który w sądzie po byle przytyku zrobi się purpurowy. Okazało się, że po dwóch zabiegach problem minął. Kompleksy, które prześladowały go przez całe życie, zniknęły w jednej chwili. I nie dlatego, że jesteśmy tacy cudowni, tylko po prostu mamy najlepsze na świecie urządzenie do zamykania naczyń. Jakie historie z tego programu utkwiły panu w głowie najbardziej? Jest ich całe mnóstwo. Nagraliśmy już aż sześć sezonów i w każdym jest kilka takich poruszających historii. Nie znam się na produkcji telewizyjnej, ale wyobrażam sobie, że ludzie chętnie oglądają emocje. Nikogo nie interesuje to, że pani, która miała mniejsze piersi, teraz ma większe. Wszystkich ciekawi to, jak ona opowiada, że gdy miała mniejszy biust, to jej życie się sypało, a po operacji nabrała wiatru w żagle. W panu te historie też wzbudzają emocje? Staram się być twardy, ale z dwa razy łza mi poleciała. Co ten program zmienił w pana życiu? Zawodowo wszystko. Zawsze marzyłem, żeby mieć miejsce, w którym będę mógł pacjentom zaoferować pełny serwis związany z dermatologią, chirurgią plastyczną i kosmetologią. Stało się to możliwe między innymi dzięki programowi. Stałem się popularny i zaczęli do mnie przyjeżdżać ludzie z całej Polski. Mogłem sobie pozwolić na to, żeby zatrudnić najlepszych specjalistów, otworzyć własny szpital, a teraz nawet klinikę dermatologiczną. Cały czas się rozwijamy. Telewizja dała panu rozpoznawalność, ale nie bywa pan na bankietach, nie wystąpił pan do tej pory w "Tańcu z gwiazdami". Staram się nie być celebrytą, bo uważam, że to utrudnia życie. Moja żona ma takie samo podejście. Błysk fleszy nigdy nie kusił? Oczywiście, że kusił. Natomiast bardzo cenimy sobie z żoną prywatność, a ona niestety ucieka, gdy ktoś decyduje się na bycie celebrytą. Sporo gwiazd odwiedza pana klinikę. Z jakimi problemami przychodzą do pana znane osoby? Co najczęściej chcą poprawiać w swojej urodzie? Gwiazdy też są ludźmi, zresztą zwykle bardzo fajnymi. Przychodzą z takimi samymi problemami jak każdy. Często słyszy pan od nich: proszę zrobić zabieg tak, żeby nie było widać, że był robiony? Od wszystkich pacjentów to słyszę. Większość osób odwiedzających mój gabinet chce starzeć się z godnością. Niektórzy interpretują to stwierdzenie tak, że nie powinno się nic ze sobą robić i w wieku pięćdziesięciu lat wyglądać jak stara opona. Ja wychodzę z założenia, że starzenie się z godnością to przede wszystkim dbanie o siebie i swój wygląd. Od tego są przecież zdobycze medycyny. Chodzimy do fryzjera, dziewczyny robią sobie makijaż, malują paznokcie. W przypadku poprawiania urody mamy do czynienia z działaniem medycznym, więc jest to bardziej skomplikowane, droższe i wiąże się z jakimś ryzykiem, ale generalnie zasada postępowania jest podobna. Gwiazdy rzadko przyznają się do korzystania z medycyny estetycznej. Dlaczego? Nie umiem tego wytłumaczyć. Z drugiej strony, dlaczego gwiazdy miałyby o tym mówić częściej niż przeciętna Kowalska? Dla wielu osób medycyna estetyczna nadal jest tematem tabu. W mniejszym stopniu niż kiedyś, ale jednak nadal. Kiedyś podobno pacjenci nie witali się z panem w publicznych miejscach, żeby ktoś nie pomyślał, że poprawiali urodę. To prawda. Nauczyłem się nie mówić "dzień dobry", tylko ładnie się uśmiechać. (śmiech) Ale to już się zmieniło, między innymi dzięki mediom i takim programom jak "Życie bez wstydu". Nie wiem, czy pan wie, ale słowo "botoks" trafiło do słownika oksfordzkiego. Mimo że preparatów do wypełniania zmarszczek jest z sześć, to wszyscy mówią o botoksie. Firma produkująca tę substancję nie podlega dzięki temu tym samym obostrzeniom ustawy o lekach, co inni producenci. To jest świadectwem tego, jak bardzo medycyna estetyczna wbiła się w nasze życie. Nadal zdarzają się pacjenci, którzy wstydzą się tego, że odwiedzają pana gabinet? Już rzadziej. Kiedyś było tak, że jak pacjentka wychodziła z mojego gabinetu i spotykała koleżankę, to pojawiało się niezręczne pytanie: "co tu robisz?". Wówczas kobiety z grobową miną odpowiadały: "nic". (śmiech) Ewentualnie tłumaczyły, że przyszły obejrzeć znamiona. W tej chwili, gdy spotykają się u mnie w klinice znajomi, miło się witają i zaczynają normalnie rozmawiać. Patrząc na zdjęcia z czerwonych dywanów, widzi pan, które gwiazdy eksperymentują z medycyną estetyczną? Jeśli zabiegi czy operacje były dobrze wykonane, to tego nie widzę, nawet moim profesjonalnym okiem. Sporo jest gwiazd po nieudanych zabiegach czy operacjach? W Polsce mało. Jeśli chodzi o zagraniczne czerwone dywany, to wystarczy wspomnieć o Nicole Kidman czy Meg Ryan. Kiedyś w medycynie estetycznej było określenie "Meg Ryan lips", które oznaczało podniesione kąciki ust. Wiele kobiet chciało takie mieć. Później aktorka zaczęła eksperymentować i jej rysy twarzy się zatarły. Teraz, na szczęście, Meg Ryan zaczyna przypominać siebie. Świadczy to o tym, że fala zachłystnięcia się medycyną estetyczną się trochę uspokoiła. Rynek się rozwija, ale jest bardziej dojrzały. Więcej osób ma świadomość, że dobry wygląd to niekoniecznie przesadne ostrzyknięcie. Pacjenci często mówią, że chcieliby poprawić swoją urodę i wyglądać jak jakaś gwiazda? Tak, ale nie widzę w tym znamion patologicznych. To raczej uproszczenie. Gdy ktoś mówi, że chce mieć kąciki ust jak redaktor Sianecki, to wiem, że przecież nie chce się nim stać, tylko podaje pewien wzorzec. Dwa razy w mojej karierze zdarzyło mi się, że jakiś młody chłopak przyszedł i powiedział, że chce wyglądać jak Brad Pitt lub Al Pacino. Od razu jednak widziałem, że coś nie tak jest z jego psychiką i obsesyjnie dąży do tego, by przypominać swoich idoli. Ale takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Jakie gwiazdy najczęściej podawane są przez pana pacjentów jako wzór? Jeśli chodzi o usta, to pacjentki żonglują kilkoma nazwiskami. Angelina Jolie i Natalia Siwiec to dwa najczęściej wymieniane. Jeśli chodzi o panów, cały czas najlepszy na świecie jest Brad Pitt. Ma on dość charakterystyczną urodę – wyraźną żuchwę, żwacze, krótki, perkaty nos. Gdy ktoś wymienia tę postać, wiem o co mu chodzi. Gdyby ktoś powiedział, że chce wyglądać jak George Clooney, nie wiedziałbym, co mam zrobić. Poza tym, że jest on przystojnym facetem, to, poza siwymi włosami, nie ma w sobie nic charakterystycznego. Swój biznes prowadzi pan już od ponad dwudziestu lat, w wielu aspektach jest pan pionierem. Bycie pierwszym wiąże się chyba z dużym ryzykiem? Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Co prawda ostatnio nie mogę pić alkoholu, ale coś w tym jest. W związku z tym, że uznaje się naszą klinikę za pionierską, to mamy bardzo dobrą renomę. Poza tym, gdy mamy jakieś urządzenie jako jedyni w kraju, to szybciej zwraca nam się jego zakup, bo pacjenci, którzy chcą z niego skorzystać, mogą to zrobić tylko u nas. Ryzyko jest takie, że może to okazać się klapą. W całej karierze zdarzyło się tak dwa lub trzy razy, więc w sumie nie tak wiele. Foto: Materiały prasowe Marcin Ambroziak z żoną Wspólne prowadzenie biznesu z żoną nie jest ryzykowne? Nie. My się wzajemnie uzupełniamy. Ona nie jest lekarzem, ja nie jestem ekonomistą. Każdy robi to, na czym zna się najlepiej. Wiele osób twierdzi, że nie powinno się łączyć życia prywatnego z zawodowym. My ani razu nie pokłóciliśmy się w firmie. Co nie znaczy, że w ogóle nie dochodzi między nami do sprzeczek, jak w przypadku każdej pary. Mimo że mamy gabinety obok siebie, to czasem nie widzimy się ani razu w ciągu dnia. Każdy odpowiada za swoją działkę i nie ma wspólnego obszaru, na którym mogłoby dojść do spięć. Co w pana przypadku było kluczem do sukcesu? Czemu zawdzięcza pan to, że jest w tym miejscu, w którym jest obecnie? Na pierwszym miejscu wymieniłbym pracę. Teraz się obijam, bo pacjentów przyjmuję trzy razy w tygodniu przez osiem – dziesięć godzin. Dodatkowo dwa dni spędzam w klinice na załatwianiu innych spraw. To mało? W porównaniu z tym, co było kiedyś, to bardzo mało. Pamiętam, że w latach dziewięćdziesiątych w szczytowym momencie pracowałem aż w siedmiu miejscach. Wiem jednak, że bez wytężonej pracy osiągnięcie sukcesu jest niemożliwe. Przydaje się też szczęście. Doświadczyłem tego kilka razy. Kiedy chciałem zostać chirurgiem, okazało się, że jestem uczulony na płyn do mycia rąk przed operacją. Po jego użyciu na rękach robiły mi się żywe rany. W związku z tym wybrałem dermatologię. Ogromnym szczęściem było też spotkanie na mojej drodze profesora, który wszystkiego mnie nauczył, a dziś jest moim przyjacielem. Także myślę, że te trzy czynniki: praca, szczęście i ludzie spotykani na drodze, to najważniejsze klucze do sukcesu. Foto: Materiały prasowe Akademia Plejady Dołącz do Akademii Plejady! Akademia Plejady to projekt serwisu Plejada, który daje szansę na zawodowy debiut dobrze zapowiadającym się adeptom dziennikarstwa. Masz mniej niż 20 lat i marzysz o przeprowadzeniu wywiadu ze znaną osobą, a potem publikacji rozmowy na łamach serwisu Plejada? Nie czekaj! Wyślij swoje zgłoszenie (imię nazwisko, wiek, zainteresowania, propozycje rozmówców) na adres: plejada@ Przeczytaj również: Ruszyła Akademia Plejady. Jak z wywiadem z Rafałem Jonkiszem poradziła sobie 17-letnia Julia? – Obecni 40-latkowie są młodymi bogami. Chcemy być młodzi, piękni, bogaci i inteligentni – mówi dr Marcin Ambroziak, założyciel kliniki medycyny estetycznej i gospodarz programu TVN Style „Życie bez wstydu”.– Badania udowadniają, że ładniejsi ludzie nie tylko łatwiej nawiązują relacje damsko-męskie, ale także mają większą szansę na znalezienie lepszej pracy. Mało tego. Okazuje się, że rodzice poświęcają więcej czasu ładniejszym dzieciom, niż tym brzydszym. Wniosek jest taki, że ładniejsi mają w życiu łatwiej – dodaje także o tym, dlaczego zdecydował się zainwestować w spółkę InventionMed i technologię Mazurek: Kto najczęściej korzysta z usług pańskiej kliniki? Osoby młode czy starsze, kobiety czy mężczyźni?Dr Marcin Ambroziak: 25 proc. pacjentów stanowią mężczyźni, resztę kobiety. Większość kobiet znajduje się w przedziale wiekowym od 35 do 55 nie tylko kobiety dbają o swój wygląd…Jeszcze 20 lat temu mężczyzna potrzebował co najwyżej szczoteczki do zębów. Teraz potrzeby ludzi zmieniły się znacząco. Każdy dba o siebie coraz bardziej. Kiedyś nikt nie zwracał na to uwagi. Po prostu zmieniły się czasy i oczekiwania. Wydaje mi się, że jako społeczeństwo zwracamy teraz bardzo uwagę na to jak młodości ma na to wpływ?Oczywiście. To również jeden z czynników. Przecież obecni 40-latkowie są młodymi bogami. Chcemy być młodzi, piękni, bogaci i inteligentni. I tego również coraz bardziej oczekujemy od innych. Dlatego moim zdaniem teraz medycyna estetyczna to najprężniej rozwijająca się gałąź częściej pacjenci zgłaszają się do pana kliniki bo chcą leczyć pewne schorzenia czy raczej poprawić urodę?Różnie. Trudno jest uogólnić tę kwestię. Są gabinety, które zajmują się wyłącznie poprawą piękna, a są takie, które zajmują się wyłącznie leczeniem. U nas jest pół na czym się różni leczenie od poprawy piękna?Podatkiem VAT. Procedury estetyczne są obciążane 23% podatkiem VAT, a leczenie jest zwolnione z się zatem definiuje to, że jeden zabieg jest leczeniem, a inny ma na celu poprawę urody?To jest kwestia interpretacji. Natomiast jeśli ktoś powiększa sobie usta, to ewidentnie jest to poprawianie urody. Jeśli jednak usuwa bliznę z twarzy, to jest to raczej zabieg może zmienić życie?Większość schorzeń, z którymi przychodzą do nas pacjenci są widoczne. Dlatego jeśli się je usunie lub wyleczy to oczywiste, że życie pacjenta ulegnie zmianie. Sprawdza się stare powiedzenie: jak Cię widzą, tak Cię wielu lat są prowadzone prace psychologiczne na dużych grupach pacjentów. Badania udowadniają, że ładniejsi ludzie nie tylko łatwiej nawiązują relacje damsko-męskie, ale także mają większą szansę na znalezienie lepszej pracy. Mało tego. Okazuje się, że rodzice poświęcają więcej czasu ładniejszym dzieciom niż tym brzydszym. Wniosek jest taki, że ładniejsi mają w życiu łatwiej. Dlatego wszyscy chcą być ładni. To jest okrutne, ale taka jest prawda. Nie umiem jednoznacznie określić z czego to czy teraz do kliniki zgłaszają się młodsi pacjenci niż jeszcze 10 lat temu?Jeśli mówimy cały czas o grupie osób rozsądnie myślących to faktycznie jest nowa grupa pacjentek, która korzysta z usług naszej kliniki, żeby zapobiegać. Mają świadomość dobrego wyglądu i chcą go trzeba odmówić zabiegu?Rzadko. Wbrew pozorom ludzie zachowują zdrowy jaki to jest trudny pacjent?10 years younger albo 100% perfect [10 lat młodszy albo w 100% perfekcyjny – red.]. To wszystko ma związek z niespełnionymi zaczęła się pana przygoda z medycyną estetyczną? Dlaczego akurat taka ścieżka kariery?Przez przypadek. Kiedy zaczynałem swoją karierę to nie było czegoś takiego jak medycyna estetyczna. Na rynku dopiero zaczęły pojawiać się pierwsze lasery, które usuwały zbędne owłosienie. Po prostu zdecydowałem się zainwestować w nową samym początku otworzyłem gabinet dermatologiczny, który dopiero później stał się gabinetem dermatologii estetycznej. W tamtym czasie powstały Stowarzyszenia zrzeszające lekarzy zajmujących się medycyną poprawiającą wygląd. Zaczęliśmy współpracę z dziennikarzami, a w międzyczasie świat się najważniejsze jest to jak się wygląda. Wszystko jedno, czy ktoś to lubi czy nie. Jak się otworzy jakąkolwiek kolorową gazetę, to znajdzie się zawsze coś na temat mojej branży. Niezależnie od tego, czy jest to gazeta dla mężczyzn, kobiet, sportsmenów czy chociażby medycyna estetyczna to bardzo opłacalny biznes. Kiedy wzrosło zainteresowanie branżą?To był zawsze opłacalny biznes tak jak każdy dobrze prowadzony biznes. Nie rozpatrywałbym tego w kontekście opłacalnej czy nieopłacalnej gałęzi medycyny. Z zasady każda medycyna jest kosztowna i to samo dotyczy mojej prostu medycyna estetyczna zrobiła się bardzo popularna. Wszystko sprowadza się do kwestii potrzeb. Sama branża podobno rośnie do 10% rok, do roku. To bardzo zachęcające. Przybywa też konkurencyjnych gabinetów i klinik, ale to chyba stymuluje rynek, z korzyścią dla są sposoby na to, żeby wyróżnić się na rynku?Moim zdaniem kluczowe są jakość usług i obsługa pacjentów, czyli customer zabiegi cieszą się teraz największym zainteresowaniem?Bardzo często słyszę to pytanie, ale za każdym razem nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. W naszej ofercie jest około 300 zabiegów, które wykonujemy. Na wiosnę akurat najpopularniejsze są zabiegi na ciało. Natomiast jeszcze 4 miesiące temu pacjentki najczęściej wybierały zabiegi na można jednoznacznie stwierdzić, że najpopularniejsza jest toksyna botulinowa, kwas hialuronowy czy laseroterapia. Niektóre gabinety specjalizują się w zakładaniu nici czy w odchudzaniu człowieka, a jeszcze inne oferują zabiegi chirurgii pan cały czas śledzić nowe je wyznaczamy [śmiech].Na jakie nowe usługi pan postawił?Komórki macierzyste. Oczywiście to nie są prawdziwe komórki macierzyste tylko komórki, które potocznie nazywa się macierzystymi. To są takie komórki, które pod wpływem czynników środowiskowych mogą zamienić się w inne komórki ciała np. w tłuszcz, kość, można pobrać komuś tłuszcz, odseparować komórki macierzyste i wstrzyknąć je w staw kolanowy. W ten sposób działa się nie tylko przeciwzapalnie, ale też regeneruje się komórki macierzyste pochodzące z krwi pępowinowej tak jak w przypadku PBKM również można w ten sposób wykorzystać?To są komórki obco osobnicze. Jeżeli pobieram komórki danego pacjenta, żeby je umiejscowić w tym samym ciele, ale w innym miejscu, to te komórki są całkowicie ze sobą zgodne. Nie ma wtedy ryzyka odrzucenia komórek. Natomiast w środowisku medycznym są pewne wątpliwości co do bezpieczeństwa stosowania komórek macierzystych od innego Pan niedawno 5% akcji spółki InventionMed, która pracuje nad rozwojem symulatora medycznego wykorzystującego technologię się na tę współpracę bo uważam, że w Polsce w dalszym ciągu brakuje młodych, entuzjastycznie nastawionych ludzi, którzy chcą rozwijać nowe technologie. Taka przedsiębiorczość jest godna pochwały. Chciałbym, żeby w Polsce było tyle startupów, co w Ambroziak podczas konferencji prasowej firmy InventionMedMamy młodych i dobrze wyedukowanych ludzi, którzy mają chęci do działania i pracy. Trzeba to docenić. W ten sposób mamy szansę stać się ośrodkiem nowych technologii, który będzie pozyskiwał niezbędny kapitał do dalszego pierwszy projekt, w który pan zainwestował? którym kierunku pójdzie InventionMed?Trzeba doprowadzić do perfekcji kilka procedur medycyny estetycznej. W związku z tym, że w Radzie Naukowej InventionMed jest prof. Rudnicka, to zapewne technologia zostanie wykorzystana także w dermatologii klasycznej, np. do egzaminowania technologia VR w przyszłości odegra znaczącą rolę w rozwoju medycyny estetycznej?Gdyby projekt był gotowy już teraz to pewnie byliby chętni do jego kupna. Ludzie muszą mieć miejsce do szkolenia się. Po pierwsze, łatwiej to zrobić na wirtualnym pacjencie. Po drugie, unika się ryzyka powikłań. Ponadto pacjenci mają coraz większe oczekiwania i coraz mniej z nich chce być tymi pierwszymi pacjentami nowego czy technologia VR mogłaby również zostać wykorzystana w innej gałęzi medycyny?Oczywiście. Tylko to wymaga ogromnej pracy i czasu. Nie jest łatwo odtworzyć wirtualną rzeczywistość jednego gabinetu, jednego pacjenta i lasera z sześcioma zmiennymi. A co dopiero jeśli miałoby to być np. wnętrze jamy brzusznej: naczynia, jelita, światło, kolor. Moim zdaniem kiedyś to będzie możliwe. Zaczynamy od rzeczy, które aktualnie są bardzo popularne i potrzebne do szkolenia. Mam tu na myśli symulatory medyczne wykorzystane w medycynie estetycznej. Natomiast docelowo będzie to mogło służyć rozwojowi symulatorów Pana zdaniem będzie rozwijał się rynek medycyny estetycznej w Polsce?Myślę, że jako cała branża przez najbliższe 10 lat mamy zapewniony ciągły rozwój. Oczywiście, nie każda nowo otwarta klinika medycyny estetycznej odniesie sukces. Natomiast cała branża w Europie przez najbliższe lata powinna dalej rosnąć ok. 10% Marcin Ambroziak – lekarz dermatolog. Wraz z żoną Joanną od 2000 roku współprowadzi Klinikę Ambroziak w Warszawie i od 2016 roku Szpital Ambroziak w Piasecznie. Specjalizuje się w dermatologii estetycznej, leczeniu chorób włosów (w szczególności łysienia), trądziku, łuszczycy, a także dermatochirurgii. Autor książki „Piękno bez tajemnic. Przewodnik po medycynie estetycznej”. Gospodarz programu TVN Style „Życie bez wstydu”.W 2018 r. został członkiem Rady Naukowej spółki InventionMed, która rozwija innowacyjny symulator medyczny wykorzystujących technologię wirtualnej rzeczywistości (ang. virtual reality – VR) w obszarze symulacji zabiegów z zakresu dermatologii klinicznej i estetycznej.

marcin ambroziak pierwsza żoną